niedziela, 13 listopada 2011

"Nawrócilem się i narodziłem na nowo w więzieniu" - prawdziwa historia Zbyszka



Niech będą dzięki Jezusowi Chrystusowi za to, że okazał mi łaskę i wyrwał mnie z rąk szatana i uczynił swoim dzieckiem, dzieckiem bożym.
Nawrócilem się i narodziłem na nowo w więzieniu, ale zanim trafilem do więzienia, nie jedno przeszedłem w życiu. Mieszkając niedaleko granicy wciągnąłem się w przemyt papierosów, potem ludzi. Dawało mi to łatwe pieniądze. Do tego dochodzily różne kradzieże. Całe życie było na krawędzi. Rozwiązłe, kłótliwe, ciągłe ucieczki przed policją, jak nie przed policją to na granicy.

Jak codziennie czyni się przestępstwo to w końcu coś musi nie wyjść. Miałem taką pozycję w tym świecie, że brałem pieniądze za to, że byłem. Granicę przekraczałem tzn. nielegalnie bez większego problemu, tak jak chodzi sie do sklepu po zakupy. Wielokrotnie sam robilem przerzut papierosów czy ludzi bez grupy, bez niczyjej pomocy. W końcu w 2000 roku zostałem zatrzymany przez celników, wyrok 3,5 roku. Odsiedziałem 2 lata i 3 miesiące i zostałem deportowany z Niemiec. Wróciłem do Polski i poszedłem do pracy za 20 zł dziennie. Popracowałem tydzień
i rzuciłem tą robotę. Na nowo zacząłem działalność przestępczą. Było jeszcze gorzej niż poprzednio. Jeszcze większe ryzyko czy wpadki. Do tego odwiesili mi stary zawieszony wyrok, od którego się odraczalem. Po ponad roku bycia na wolności trafiłem do aresztu w Polsce. Kolejny wyrok za przemyt. Kiedy na dobre trafiłem do Zakładu Karnego miałem do odsiedzenia 5 lati 8 miesięcy. W Zakładzie nie byłem bezczynny. Uczęszczając na zajęcia modelarskie otworzyły mi się możliwości.
Na spacery chodziłem z osadzonymi, którzy pracowali, a nie z ogółem.
Tak poznałem Lukasza i Sebastiana, nawróconych chłopaków. Lukasz pierwszy zaczepił mnie, opowiadając o Jezusie, że tylko On się liczy i do Niego należy się modlić. Pamiętam , że opowiedziałem mu moja historię ucieczki z przejścia granicznego na Swiecku. Kiedy to zostałem zatrzymany przez 6 celników niemieckich. Jeden z nich największy wyciągał mnie z auta.

Jedną ręką przyczymał, a drugą wyciągnął kluczyki ze stacyjki i potem mnie. Ja w tym momęcie obróciłem się w aucie tak, że wyskoczyłem z auta na czworaka i wyrwałem mu się. Zacząłem uciekać prosto pod nadjeżdżające tiry. Te zaczeły hamować, kiedy przeskoczyłem przez barierki to znowu pod tiry. Kolega który był, ze mną opowiadał potem, że celnicy osłupieli na ten widok. Rozpędziłem się i odbijając się od balustrady, skoczyłem w dół skarpy, która ma wysokość około trzech pięter. Musiałem skoczyć (odbić) jeszcze raz bo nie zleciałem na sam dół. Uciekałem wołając do Boga i prosząc go o to abym mógł wrócic do domu, do mojej dziewczyny i dziecka. Odmawiałem wyuczone modlitwy: Ojcze Nasz, Zdrowaśki, Pod Twoją Obronę, wzywałem całe niebo na ratunek. Kiedy byłem juz we Frankfurcie, to tam ukradłem rower i było juz troche bezpieczniej. Pojechałem nim około 15 km za miasto i przepłynołem Odrę wpław. Ucieczka trwała od w pół do 11 aż do wpół do 7 wieczorem i kosztowała mnie 10kg mojeje wagi bo nic nie jadłem i nic nie piłem w tym czasie.

Więc po takich modlitwach i cudownej ucieczce do wolności, byłem przekonany, że to dzięki Bogu, ale i też Maryji o może paru świętych, których juz nie pamiętam ale zostałem przez Lukasza zaproszony na spotkanie grupy zielonoświątkowej. Chętnie skorzystałem z zaproszenia, aby tylko nie siedzieć pod celą. Kiedy poszedłem na to spotkanie to wewnętrznie czułem, że jestem w odpowiednim miejscu. Zobaczyłem tam człowieka, nie osadzonego, od którego biła światłość tak jakby był napromieniowany. Pamiętam, że tematem spotkania bylo drugie przykazanie, otworzyło mi to oczy dlaczego bo nie byłem aż taki zły (oczywiście w moim mniemaniu), to ciągle spotyka mnie niepowodzenie.

Pamiętam, że będąc jeszcze na areszcie śledczym pewnej nocy ktoś zawołał mnie dwa razy po imieniu. Zerwałem się z łóżka do okna, ale tam ze murem nikogo nie było, a w celi wszyscyspali. Nie rozumiałem tego wtedy, dopiero później czytając Ks.Samuela zrozumiałem, że to Bóg wołał mnie po imieniu.

Wracając do spotkań na które zaczolem chodzić jesienią, bardzo je lubiłem, bo mogłem więcej dowiedzieć się na temat Boga. Między czasie otrzymałem pracę, a oprócz tego byłem jeszcze roznoszącym posiłki. Czyli niczego w tym miejscu mi nie brakowało, poza wolnością. Minęła zima przyszła wiosna i okres na większy spacernik wokolo boiska. Zawsze na spacerach rozmawiałem z Lukaszem lub Sebą o Jezusie. Pamiętam , że Lukasz namawiał mnie abym czytał Nowy Testament, ale mi się nie chciało, wolałem słuchać, co do mnie mówi o Panu Jezusie. Niestety lubiał grać w piłkę, więc nie miał czasu dla mnie na rozmowy. Byłem na niego w pewien sposób obrażony. I tak wziąłem ten malutki testamencik i zacząłem go czytać. Najpierw od ewangeli Lukasza potem Jana i Mateusza. Tak minęło lato i przyszla jesień. Pewnego dnia siedząc na łóżku powiedziałem do Boga "Boże jeżeli mam dalej tak żyć jak żyłem to mnie zetrzyj z tego świata, a jeżeli moje życie się zmieni to mnie zachowaj".
Od tej chwili mineło wtedy trochę czasu, kiedy to pewnego dnia siedząc przy stoliku, znowu czytałem Nowy Testament i wypisywałem wersety o Panu Jezusie. Wtedy rozmyślałem nad tym dlaczego tamci ludzie chcieli i zabili Pana Jezusa,
skoro On wskrzeszał ludzi na ich oczach, to przecież miał On moc nad życiem innych to i nad swoim też ma. I kiedy tak pomyślalem to poczułem przyjemne ciepło, które mnie otoczyło i znalazłem się jakby we mgle. Czułem obecność Bożą, Jego miłość i Jego bezpieczeństwo.

Nikomu na początku o tym nie mówiłem, nawet braciom na spotkaniu, co przeżyłem. Pomyslałem że powiedza, że sobie wymyślam. Niedługo po tym mieliśmy mieć chrzest wodny. Pamietam jak mówiłem do Lukasza, że ja byłem chrzczony jak byłem dzieckiem. Po co będę sie dwa razy chrzcił - Pomyślałem. Ale po tym przeżyciu, kiedy brat który do nas przychodził, zapytał się: Czy jestem zdecydowany? To ja odpowiedziałem: A cóż ja innego mogę zrobić. Byłem zdecydowany, wewnętrznie wiedziałem, że tak należy zrobić.

Przed tym wszystkim planowalem ucieczkę z więzienia. Opracowałem sobie plan i drogę. Poprosiłem chłopaków o haki, że niby do ćwiczenia na wyciąg, ale ja potrzebowałem ich aby się wspiąć na dach. Zrobiłem sobie z drutu wytrych do drzwi, którym mogłem otworzyc drzwi na plac.
Miałem wszystko przygotowane, czekałem tylko na dobrą pogodę, na mgłę aby mnie nie widziałstrażnik z budki. Ale wtedy, kiedy Bóg przyszedł do mnie w taki sposób, zrozumiałem że On naprawdę jest i jak jest to mi pomoże wyjść z tego, a napewno to przeżyć. Więc odstąpiłem od tego planu. Przystąpiłem do chrztu. Po chrzcie mieliśmy wspólny posiłek, a potem nakładali na nas ręce. Pamiętam, że chłopaki przede mną odrazu zaczeli sie modlić i to w jakimś innym języku wznosząc ręce do góry. A ja nic tylko płakałem, ale wiedziałem, że w tym momęcie Bóg przebaczył mi moje grzechy
Pamiętam, że przed chrztem miałem dwa szczególne sny;- jeden był o tym, że pokazywał drogę do miasta, ale droga prowadziła w górę i w dół i tak kilka razy. Na końcu było miasto, które mieniło się niesamowitymi kolorami jak tęcza. Wyglądało jakby ze szkła. Dopiero później czytałem Objawienie Jana i tam był opis nowego miasta Jeruzalem, całkiem trafny , tak jak we śnie.
-w drugim śnie rozmawiałem ze starcem z laską, który był na podwyższeniu, a ja poniżej, ale z tej rozmowy nic nie rozumiałem ponieważ rozmawialiśmy w jakimś obcym języku, którego nie rozumiałem.

Ponieważ nie otrzymałem daru mówienia innymi językami, jak inni podczas wkładania rąk. To leżąc w łóżku w celi zapytałem się Boga: -Boże kiedy będę modlił się innymi językami. Wtedy otrzymałem odpowiedź: - że jeszcze nie teraz.
Po chrzcie nastąpiły niesamowite zmiany w moim życiu. Chodziłem i mówiłem z odwagą o Jezusie.
Nie zapierałem się tego, że jest moim Panem. Zachęcałem i mówiłem, że należy się ochrzcic bo taka jest Boża wola. Prędzej z pracy wynosiłem produkty chemiczne, którymi handlowałem i tego zaprzestałem. Zaprzestałem handlem papierosów, kawą i kartami do telefonu. Pamiętam, że nawet wychowawcy śmiali się i żartowali czy ja nie otworzyłem na oddziale zakładu sklep "Biedronka".
Byłem dobrze zaopatrzony. Ale skończyłem z tym. Pamiętam, że z wielką przyjemnoiścią oglądałem nieprzyzwoite filmy, które potem stały się dla mnie obrzydzeniem. Nawet po tym i z tego powodu miałem spięcie z innym osadzonym. Poprostu powiedziałem, żeby sobie oglądał jak mnie nie ma pod celą, bo ja sobie nie życze w mojej obecności.
Ponieważ nie wróciłem z przerwy w karze zostałem zdegradowany w statusie więziennym do grupy zamkniętej. Nie rokowali mi przez to wcześniejszego wyjścia. Ale ja robiłem co mogłem, aby być najlepszym osadzonym. Pracowałem, roznosiłem posiłki i jeszcze sprzątałem pokoje wychowawców. W pół roku po chrzcie stanąłem na komisje o to abym mógł otrzymać możliwość korzystania z przepustek. Dyrektor powiedział, że otrzymuje ten status pod warunkiem, że zostane w tym zakładzie - oczywiście, że zgodziłem się.

Na nowej celi nikt nie chciał rozmawiać o Jezusie. Nie mogłem już więcej chodzić na spotkania na poprzedni oddział, było mmi bardzo smutno z tego powodu. W międzyczsie starałem się o ułaskawienie - nie dali. Dowiedziałem się o tym we wtorek 8 czerwca. Pamiętam, że w środę szedłem sam korytarzem w pracy (pracowałem wtedy w potężnym koncernie mięsnym) i tak pomodliłem się a raczej wylałem mój żal przed Bogiem: - Boże zostawiłeś mnie tu samego, nie mogę chodzić na spotkania do braci, pod celą nikt nie chce rozmawiać o Tobie. Jest mi ciężko. Pamiętam ten dzień, bo to było Boże Ciało 10 czerwca w czwartek, kiedy to rano oddziałowy otworzył o ósmej drzwi na spacer mówiąc do mnie: - Jutro jedziesz w transport.
A to oznaczało, że jadę do innego zakładu. W tym czasie czytałem Ezechiela 12 rozdział i tam jest napisane o domu przekory i o tym aby prorok spakował się na ich oczach i wyszedł z tego domu. Wiedzialem, że to od Boga słowo pocieszenia dla mnie. Tak też stało się, spakowałem się i w piątek pojechałem. Przyjechałem do miasta bliżej mojego zamieszkania. Na nowym Zakładzie dostałem pracę i oczywiście mogłem być co tydzień w domu. Co tydzień w poniedziałki przychodzili do nas bracia z miejscowego kościoła.

Pewnego razu kiedy byłem w domu na przepustce to było pewne, że nie mam jak dostać się do kościoła na nabożeństwo. Pamiętam jak zwróciłem się do Boga mówiąc: - Boże w domu nie ma pieniędzy, nie mam jak dostać się na nabożeństwo a bardzo bym chciał. To było w sobotę wieczorema tu niespodzianka, tata przyjechał z pracy, z zagranicy w nocy. Rano poszedłem i zapytałem się czy mogę wziąć samochód, bo chciałem jechać do kościoła. Tata odpowiedział, że w kuchni leżą kluczyki i pojechałem.
Na tydzień przed tym jak miałem stanąć na wokandę o wyjście na warukowe zwolnienie, przyjechał na Zakład inny brat, z którym byłem w poprzednim Zakładzie. Zapytał czy jestem ochrzczony w Duchu Swiętym, to znaczy czy modle się w innych językach. Odpowiedziałem mu, że pare razymodliliśmy się z braćmi w tej intencji, a ja sam wiele razy zamykałem się w toalecie i prosiłem Boga
o chrzest. Zacząłem nawet miewać sny, w których modlę się innymi językami. Ten to brat polecił mi abym na wolności udał się do innego brata i abyśmy modlili się tak długo, aż zostanę w ten sposób ochrzszczony. Przyszedł w końcu dzień, w którym wyszedłem na wolność. Na kolejny poszedłem odwiedzić starszą juz siostrę w Panu. U niej pomodliliśmy się, pośpiewaliśmy pieśni i potem udałem się do pastora z mojego miasta, którego poznałem kilka miesięcy temu. Opowiedziałem mu to wszystko o czym rozmawiałem z tym bratem w Zakładzie i że czuje w sercu, że to jest ten moment.
Pośliśmy do kuchni w jego mieszkaniu. Tam położył rękę na mojej głowie i powiedział żebym się modlił. Zacząłem od Aleluja i po chwili zrobiłem się jakby radosny, wesoły. Pastor powiedział, że Bóg chce abym głośno modlił się. To było niesamowite tak jakbym zostal faktycznie w coś zanużony,jakby w wodzie ale to nie była woda. I zacząłem modlić się w innym języku, który poprostu wypływał ze mnie. Po tym wszystkim poszedłem jeszcze na działki ponad dwie godziny chodząc i modląć się i śpiewając na językach. Cieszyłem się i dziękowałem Bogu.

Dziś czuje się dzieckiem mojego Boga, zawsze mogę do Niego przyjść i wiem że nigdy mnie nie zawiedzie, bo mój Bóg mnie kocha. Wiem to stąd, że mam wewnętrzne przekonanie, jak i Biblie to potwierdza w liście do Rzymian 8,14-17

"Bo ci, których Duch Boży prowadzi, są dziećmi Bożymi. Wszak nie wzięliście ducha niewoli, by znowu ulegać bojaźni, lecz wzieliście ducha synostwa, w którym wołamy: Abba, Ojcze"

Ten to Duch świadczy wespół z duchem naszym, że dziećmi Bożymi jesteśmy. A jeśli dziećmi, to i dziedzicami, dziedzicami Bożymi, a współdziedzicami Chrystusa, jeśli tylko razem z nim cierpimy, abyśmy razem z nim uwielbieni byli.
Mam świadomość tego, że jestem obywatelem Królestwa Bożego, gdyż mój Pan Jezus Chrystus jest moim Królem. Mam niesamowitą radość, że On powołał mnie do budowania swojego Królestwa Bożego. Cieszę się, że mój Pan jest moim Zbawicielem i oddał swoje życie za mnie na krzyż.


"Zbawił nas nie dla uczynków sprawiedliwości, które spełniliśmy, lecz dla milosierdzia swego przez kąpiel odrodzenia oraz odnowienie przez Ducha Swiętego."

List do Tytusa 3,5

Zbyszek.