wtorek, 19 lipca 2011

"Znalazłam to czego szukałam" - prawdziwa historia Oli Janka


Ukończyłam maturę i nie wiedziałam co mam robić dalej, ponieważ nie dostałam się na studia. Zawsze marzyłam o podróżach, poznaniu innej kultury i języka obcego. Zdecydowałam, że pojadę na roczny program au pair do Stanów. Miałam chłopaka od pięciu lat, któremu pomysł wyjazdu nie spodobał się wcale. Tłumaczyłam jemu i sobie, że to tylko 12 miesięcy.Wszyscy znajomi ostrzegali nas, że związek na odległość nie ma szansy na przetrwanie. Pomimo wszystkich opinii, coś głęboko w sercu podpowiadało mi: Jedź!

W Stanach osiągnęłam więcej niż chciałam. Studiowałam na wydziale psychologii, miałam swój samochód, wynajmowałam piękny apartament, byłam niezależna finansowo i w miarę ustatkowana. Mogłam sobie pozwolić na wszystko o czym tylko pomyślałam, a wakacje w Miami na Florydzie były dla mnie jak wypad weekendowy w góry. Zaczęło mi powoli odbijać. W niedługim czasie zerwałam z moim chłopakiem. Rozpoczęły się poszukiwania szczęścia... randki! Pewnego dnia poznałam Daniela, niby się zakochałam.... Jednak cały czas czegoś mi brakowało... Dół za dołem psychicznym pojawiał sie coraz częściej i częściej... Miałam już wszystko, o czym dziewczyna w wieku 20 lat mogła pomarzyć (według mnie). W miedzy czasie moja rodzina przyjechała w odwiedziny, gdzie swoją obecnością i miłością zaspokoili moją tęsknotę. Jednak cały czas coś było nie tak. Już sama nie wiedziałam czym mam zaspokoić to „coś” czego nie potrafiłam zidentyfikować. Tęsknota za „niewiadomym” rujnowała mój stan duchowy, emocjonalny i psychiczny.

Po półtora rocznej sielance zadzwonili do mnie z Departamentu Emigracji w Texasie z informacją o zagubieniu moich dokumentów. W tamtym czasie byłam w trakcie zmiany wizy na inny rodzaj. W jednym dniu straciłam swoją tożsamość w Stanach. W tym samym tygodniu, dziwnym trafem zatrułam się. Bardzo złe wyniki z krwi i ledwo pracujące nerki nie pozwoliły mi wrócić do pracy. Mój organizm był w krytycznym stanie - 41 stopni C nie opuszczało mnie przez pięć dni. Zostałam z tym świetnym samochodem, studiami i apartamentem sama. Musiałam zrezygnować z pracy, co sprawiło, ze nie miałam z czego się utrzymywać. Oszczędności były znikome. Tak więc straciłam wizę i zdrowie, ale miałam dwie możliwości: powrót do Polski, gdzie sama myśl o tym przyprawiała mnie o dreszcze, albo nielegalny pobyt w Stanach, i walka przez prawników o odzyskanie wizy, gdzie istotnym szczegółem był brak kopii zagubionych dokumentów ze względu na wcześniejszą przeprowadzkę.

Znalazłam „świetne” rozwiązanie: małżeństwo z Amerykaninem! W Nowym Yorku "inwestycja" tego rodzaju kosztuje osiem do dziesięciu tysięcy dolarów. Gdzie ja znajdę jakiegokolwiek kandydata tutaj na południu? ... Poludniowa Karolina to nie Nowy York!

Zadzwoniłam do jednego kumpla-pierwszy i ostatni telefon-zgodził się zrobić to jako przysługę. Powiedział, że rozumie moją sytuację. "Szczęściara z Ciebie Olka!”- wszyscy znajomi tak mówili, włącznie z rodziną. „Trzy lata minie szybko, a zdobędziesz obywatelstwo amerykańskie, potem rozwód i jesteś wolna!”-każdy powtarzał. To było rozwiązanie stulecia dla sytuacji w jakiej się znalazłam.

Został tydzień do ślubu z Nicholayem. Zadzwonił Daniel.

-„Chciałbym z Tobą szczerze porozmawiać...wiem, że już nie zostało wiele czasu, jednak muszę Ci to powiedzieć: nie możesz wyjść za mąż za niego. -„Dopiero teraz mi to mówisz? Chyba oszalałeś! Jest już za późno. Trzeba było to wcześniej przemyśleć.” Nastała długa cisza. „A dlaczego zmieniłeś zdanie?”- zapytałam. Odpowiedź zabrzmiała jak grom z nieba: ”W BIBLII ROZWÓD JEST ZAKAZANY. NIE MOGĘ POŚLUBIĆ ROZWÓDKI.” Nigdy wcześniej nie miałam do czynienia z Biblią, ale poczułam, że jest w tym coś ważnego, co dotychczas jeszcze mnie nie dotyczyło. Bez głębszych wyjaśnień uwierzyłam. Głęboko w sercu, wiedziałam, że Daniel ma racje. Nie potrafiłam tego wyjaśnić, ale mu zaufałam.

Zdecydowałam, że pojadę do Polski.W ciągu jednego tygodnia kupiłam bilet. Odwołałam ślub. 28 kwietnia zamiast do kościoła na ślub, byłam spakowana i gotowa do wyjazdu do Nowego Yorku, skąd miałam wylot do Krakowa. Daniel, po przedstawieniu mi swoich argumentów, przekonał mnie do pozostania w Stanach. Nie spałam całą noc, wiedząc, że popełniłam duży błąd. Miałam wracać! Po trzech dniach Daniel już też wiedział, że to nie była słuszna decyzja. Kupiłam drugi bilet na 6 maja. Tym razem skorzystałam z niego. Miałam przystanek w Chicago. Zadzwoniłam ostatni raz i powiedziałam, że zobaczymy sie wkrótce, z nowa wizą w paszporcie!

Było fajnie zobaczyć rodzinę, pobyć w miejscowości, w której spędziłam całe swoje dzieciństwo, powspominać stare dzieje. Jednak ja już miałam swoje życie w Stanach i nic nie mogło tego zastąpić. Mijał dzień za dniem. Czekałam na wizytę w amerykańskim konsulacie. Monotonność wzrastała. Pojawił się dół psychiczny, który narastał coraz bardziej i bardziej. Któregoś dnia mój były chłopak pojawił się w Polsce na weekend ... żeby się spotkać. W jakimś stopniu wypełnił tę pustkę, która narastała w moim sercu. Było świetnie. Wróciły jakieś stare uczucia. Zerwałam z Danielem. Kamil wrócił do Irlandii, ja zostałam w domu. Miedzy czasie kupił bilet dla mnie, żebym przyjechała do niego do Irlandii, i żebyśmy rozpoczęli wszystko od nowa.

Telefony ze Stanów - Daniel i Irlandii - Kamil dzwoniły nieustannie. Odwołałam spotkanie z konsulatem amerykańskim. Po wyjeździe Kamila wpadłam w depresję, która pogarszała mój stan psychiczny z każdym dniem. Nie mogłam sobie wybaczyć wielu błędów jakie popełniłam. Pojawiła się nowa myśl w mojej głowie jako najlepsze rozwiązanie: samobójstwo. Nie było dla mnie żadnego sensu, żeby żyć. Wszystko straciło jakąkolwiek wartość. Nikt nie wiedział o moich planach. Myśli gdzie i jak TO zrobić dawały mi poczucie "bezpieczeństwa" i jedynego rozwiązania. Z dnia na dzień było gorzej. Rodzice widząc mnie w takim stanie depresyjnym, próbowali mi pomóc z każdej strony: psycholog, ksiądz, dowcipy i prince polo.... na nic!

Jednego dnia stwierdziłam, że potrzebuję ciszy, spokoju, bez udawanych żartów, bez telefonów. "Mamo potrzebuję pobyć w klasztorze”- zadeklarowałam. Miało być cicho, tam miałam obmyślić plan samobójstwa.

Daniel zadzwonił w sobotę wieczorem, dwa dni przed pójściem do klasztoru. Rozmawiał bardzo długo z moją mamą. Słyszałam zmartwiony głos mamy z pokoju obok. Po bardzo długim czasie przyniosła mi telefon do pokoju i mówi: "Porozmawiaj z nim chwilkę, on tego bardzo potrzebuje". Byłam wściekła, że w ogóle mi przeszkadza i po co tu przychodzi. Wzięłam słuchawkę i zaczęliśmy rozmowę. Był to monolog w 90% ze strony Daniela, ale jakoś dziwnie mi się spodobał. Daniel powiedział, że nie czuje się zraniony przeze mnie, że wszystko jest ok, bez żadnych pretensji. Tylko, że jest jedna rzecz o którą chciałby mnie poprosić. Jeśli to zrobię dla niego, on już nigdy do mnie nie zadzwoni, dokładnie jak sobie tego życzyłam.

"Idź do kocioł zielonoświątkowego w Oświęcimiu ... jutro”- powiedział. Zaskoczył mnie bardzo. To nie był problem. „Zajdę tam jutro i będzie po wszystkim”-pomyślałam.”I już nigdy nie zadzwoni-świetnie. Hahaha nie musi!... Mnie juz nie będzie".

Następnego dnia, w piękny poranek majowy, powiedziałam do rodziców, że jedziemy do kościoła. Byli gotowi w pięć minut, ponieważ zobaczyli pozytywną zmianę w moim zachowaniu. Zresztą w tamtym czasie oni byliby gotowi zrobić wszystko, żeby mi pomóc.

Pojechaliśmy. Przed wejściem zdążyłam tylko poinformować mamę, że ci wszyscy ludzie są bardzo mili i dużo się uśmiechają i, że nabożeństwo trwa dwie godziny- tylko tyle zapamiętałam z tego jak Daniel zabrał mnie do kościoła w Stanach.

Po najpiękniejszym uwielbieniu, jakiego doświadczyłam w tamtym czasie, PAN JEZUS przyszedł do mnie, dosłownie przytulił mnie, zabrał całe poczucie winy, stan depresyjny, i wszelkie myśli samobójcze. Poczułam niewysłowioną radość i wolność. Moje serce było czyste! OCZYŚCIŁ JE Z WSZELKIEGO GRZECHU I DAŁ MI NOWE ŻYCIE!!! Alleluja!!!

"Przyjdźcie do mnie, a ja zapewnię wam odpoczynek. Chodźcie wszyscy, utrudzeni przygniatającym was ciężarem". Mat. 11,28

Nigdy nikt nie zwiastował mi ewangelii. Daniel nigdy się nie objawił przede mną jako osoba mocno wierząca w Pana Jezusa Chrystusa.
Wyszłam z kościoła nowo narodzona. Jezus uwolnił mnie od papierosów, od przeklinania, i przede wszystkim wyciągnął mnie z depresji. Radość jaką wlał do mojego serca jest nie do opisania, również nie do wyobrażenia dla kogoś, kto nie miał okazji tego doświadczyć. Jezus był osobą, której nie potrafiłam zidentyfikować. Od tamtego momentu ON jest sensem mojego życia. Chwała Bogu! Również nigdy nie zapomnę tego, jak mocno moi rodzice przeżywali ten dzień aż do końca dnia, kiedy moja mama zasypiając, widziała chór śpiewających aniołów. Atmosfera w domu była pełna Bożej radości!!!

Po powrocie z kościoła, nie mogłam się doczekać, żeby wszystko opowiedzieć Danielowi. Jak zadzwonił, wiedziałam, że tylko on mnie zrozumie, wiedziałam, że chcę być blisko Jezusa razem z nim.

Bilet do Dublina był już dawno kupiony. Nie mogłam znowu, tak jak ze Stanów, zadzwonić do Kamila i powiedzieć mu w ten sam egoistyczny sposób, że to koniec z nami. Nie potrafiłam mu wyjaśnić, że Jezus zamieszkał w moim sercu, że jestem kimś innym teraz, że pragnę żyć dla Niego. Zdecydowałam, że pojadę tam zwiastować Kamilowi dobrą nowinę i że wrócę za kilka dni. Chciałam mu pokazać, że teraz już nie możemy być razem, bo Pan Bóg ma swój plan dla każdego z nas. Pragnęłam mu również opowiedzieć o mojej przemianie dzięki Bogu . Miałam tyle wiary i siły od Boga... Dziwne przekonanie pojawiło się w mojej głowie, że jeśli zapalę papierosa w Irlandii, to cała depresja powróci.

Pojechałam. Trzymałam się mocno. Modlitwa pomagała mi w każdej chwili. Minęło kilka dni... przestałam sie modlić. Czułam się jak na pustyni. Zapomniałam...zapaliłam...i wróciło wszystko... Zerwałam kontakt z Danielem.

Daniel modlił się o mnie dniami i nocami. Kombinował na wszystkie sposoby jak by się tu ze mną skontaktować. W domu zabroniłam podać mu nowy numer telefonu do mnie. Bombardował mnie listami z ewangelią codziennie. Podczas przerwy na lunch, zamiast zjeść posiłek, udawał się do kafejki internetowej. Prawdą było to, że na każdy list oczekiwałam jak na dzienną porcje tlenu. Treść każdego maila była bardzo istotna dla mnie. Jednak nie potrafiłam podjąć żadnej decyzji, i oczywiście Kamil, któremu obiecałam, że zostaję z nim. Jedno zdanie zabiło moje ociąganie się: „Jezus puka do twojego serca, usłysz to teraz, bo już drugi raz może nie zapukać”. Wystraszyłam się, że już nigdy nie będę mieć takiej radości i pokoju w sercu. Zatęskniłam za Jezusem. Tego samego dnia wybrałam się do centrum Dublina. Czułam się pusta wewnętrznie, rozmyślałam o swojej egzystencji, w której znowu nie było żadnego sensu. Zadzwonił Daniel. Słysząc jego głos, cichy i spokojny, on pełen radości, od której ja uciekłam, przypomina mi jeszcze raz, że Jezus uwolnił mnie od papierosów, od przeklinania, od samobójstwa. Zapytał co się stało? Wszystko to wróciło, czy tego pragnęłam? ...

Dodał: " Acha, i wiesz co?”. Zawsze tak zaczynał zdanie, kiedy chciał powiedzieć coś nowego. „Będziesz moją żoną. Nie wiem kiedy, ale mam takie przekonanie w sercu i to przekonanie włożył mi sam Bóg. Nie byłbym w stanie być już z tobą, po tym co zrobiłaś. Wiec to naprawdę jest Bóg!!!” Poczułam w sercu, że coś w tym jest, nutka prawdy, której nie potrafiłam zaakceptować tak od razu. I przede wszystkim, ja też miałam to samo przekonanie w sercu, po nabożeństwie.

W tamtym czasie dla Daniela był to niesamowity czas bliskości z Bogiem. On nie czuł się samotny czy zraniony. Bóg dawał mu mnóstwo nadziei i pocieszenia, pokoju i radości, wiary i siły. Tylko ON może ukoić twoje serce w tak niesamowity sposób w czasie wszelkich trosk, problemów i ciężkich chwil. TYLKO JEZUS!

Wróciłam z miasta, uklęknęłam, zaczęłam płakać, wyznawać grzechy, prosić o przebaczenie, czytałam Biblię. Jeszcze raz moje serce zostało dotknięte przez Jezusa. Było lekkie jak piórko i pełne radości. Kolejny raz Bóg nie zapomniał o mnie. On nigdy nie zapomina o swoich dzieciach. Raz jeszcze pokazał mi, że tylko na Nim można polegać. Nie zawiódł – ON NIGDY NIE ZAWODZI!

Weszłam na internet. Moja siostra była na gadu gadu. Zapytała mnie, czy jestem szczęśliwa z Kamilem? Łzy napłynęły mi do oczu. Było to dla mnie potwierdzenie, że mam wracać. Ania, moja siostra, nie potrzebowała usłyszeć żadnej odpowiedzi. Padło pytanie z jej strony: "Co ty do cholery tam jeszcze robisz? Zaraz kupujemy ci bilet powrotny".

Ale co z Kamilem? Wyszłam po niego na przystanek. Zaczęłam rozmowę. Wpadł w furię. Wrzeszczał na cały park: "ZNOWU mi to robisz?" Tylko Bóg mógł dać mi tyle siły, żeby znowu się nie wycofać. Chronił mnie od podpowiedzi szatana i sam zakończył mój pobyt w Irlandii.

"Daniel kup mi bilet do Polski na jutro" - tymi słowy Bóg dopomógł mi postawić przysłowiową „kropkę nad i”. Bilet już był kupiony. Nad ranem wyleciałam. Było ciężko jeszcze przez te kilka godzin, popełniłam kolejne błędy, których nie naprawię nigdy, ale zostały mi one odpuszczone. Zraniłam Kamila bardzo. Nie chciałabym już nigdy potraktować ani jego ani kogokolwiek innego w ten sposób. Był czas kiedy kochałam go, jednak Bóg miał swój plan dla mnie. Wysłał mnie do USA, aby pokazać mi, że życie nie opiera się na dobrach materialnych. Bóg zna każdego z nas i wie jak dotrzeć do nas z osobna. Nie na darmo policzone są włosy na głowie każdego z nas... tak mówi Słowo Boże.

W Polsce szybko odnalazłam swoje miejsce. Pojechałam na obóz, gdzie głównym priorytetem było słowo Boże wykładane przez Mirka Kulca. Ludzie, których tam poznałam kochają Boga całym sercem. W miejscowości, w której mieszkam, poznałam kilka osób wierzących którzy dodawali mi otuchy w ciężkich chwilach. Zabierali mnie na koncerty chrześcijańskie, ewangelizacje, grupy domowe, i oczywiście na obóz. Czułam, że Bóg posługuje się nimi do opieki nade mną, abym nie zeszła z Jego drogi.

Co z Danielem? Powiedział, że nigdy nie wróci do Polski. Sam zadzwonił i oznajmił, że ma przekonanie w sercu, że musi wrócić do Polski. To było wolą Bożą dla niego! Bez Boga nigdy nie podjąłby takiej decyzji. 11 sierpnia oświadczył mi się zaraz po wylądowaniu na lotnisku w Krakowie.

Jesteśmy małżeństwem od 26 maja 2007. Nasze życie to dążenie do bliskiej relacji z Bogiem. Pomimo wielu sprzeciwów w rodzinie wobec naszego ślubu, kolejny raz Bóg nie zostawił nas. Dał nam mnóstwo siły, żeby przetrwać wszelkie ataki. Pocieszał nas tymi słowy:

„Nie bój się maleńka trzódko! Gdyż upodobało się Ojcu waszemu dać wam Królestwo” Łk. 12, 32.

Cóż za szczęściem jest znać Jezusa! Życzę każdemu z Was najpiękniejszej, szczerej, i niepowtarzalnej relacji z Panem Jezusem! Wierzę, że jeśli przeczytałeś/aś moje świadectwo poznania Pana Jezusa, to jest to sposób w jaki Bóg woła Ciebie! On pragnie relacji z tobą!!!!

„Pouczę ciebie i wskaże ci drogę, którą masz iść; Będę ci służył radą, a oko moje spocznie na tobie”. Psalm 32,8

„Czujniej niż wszystkiego innego, strzeż swego serca, bo z niego tryska źródło życia”! Prz. Sal. 4,23