piątek, 27 września 2013

„Bóg mi dał marzenie, które spełnił” Wspomnienia z Izraela





Przed wylotem!

Na początku tego roku Bóg stopniowo wlewał mi do serca pragnienie zobaczenia Izraela.
Przełomowym momentem było coś w rodzaju obrazu, marzenia, który nosiłem w sobie. Widziałem się z gitarą na ulicy w Jeruzalem z wywieszona obok mnie Polską flagą z napisem: POLAND LOVES ISRAEL. 

Nigdy szczególnie nie myślałem, żeby lecieć do Izraela. Kiedy to marzenie, sen, wizja przypominała mi się coś się działo w moim sercu. Pragnąłem tam pojechać coraz bardziej. Pamiętam, że dzieliłem się tym z kilkoma osobami. Jedna z nich mnie poklepała po ramieniu, żeby Rafi zleciał trochę na dół na ziemie bo szybuje za wysoko z "crazy" marzeniem..

Jakiś czas później grupa chrześcijan z Polski dała nam znać w kościele w Dublinie o wyjeździe do Izraela we wrześniu na jedno z najważniejszych świąt Żydowskich - Sukkot - Święto Namiotów. Mieliśmy razem z innymi narodami modlić się o błogosławieństwo, obfitość, pokój dla Izraela i innych krajów.
 
Któregoś dnia opowiadałem o tym marzeniu kilku osobą w w niedziele po nabożeństwie w naszym kościele  - Rescue Church w Dublinie. Powiedziałem o swoim marzeniu, wizji grania na ulicy. Powiedziałem też, że nie mam pieniędzy na tę podróż nie oczekując niczego. Nagle jedna z tych osób powiedziała kilka sekund po tym jak skończyłem się tym dzielić: "Zapłacę za twój bilet, hotel i dostaniesz jeszcze kieszonkowe". W ciągu następnych kilku dni pytałem się tej osoby czy jest pewna tej decyzji bo cały koszt był sporą sumą. Byłem w szoku!

Wierzyłem i bylem przekonany, że jeśli Bóg używa tego kochanego człowieka bym mógł tam polecieć będą działy się niezwykłe rzeczy. Nie wiedziałem jednak, że Bóg mnie tak mocno tam zaskoczy.
2 dni przed wylotem kończyłem dopracowywać napis na fladze tak, żeby było wyglądało to tak jak to widziałem w moim marzeniu. Flagę poprawiłem kilka razy, dzięki mojej kochanej żoneczce artystce. 
Agnieszka nie chciała mi technicznie pomoc, bo powiedziała: "Jeśli Bóg dał ci takie marzenie to zrób tą flagę sam dokładnie tak jak ja widziałeś". I miała racje. To było moje marzenie.

Rozmawiałem z kolegami z Izraela w pracy na temat ich kraju. Czytałem informacje i oglądałem filmiki o święcie Sukkot - Święcie Namiotów. Okazuje się, że to jedno z najważniejszych świąt dla Żydów.
Sukkot - Święto Szałasów ( Namiotów ) należy do świąt bardzo radosnych i upamiętniających mieszkanie w szałasach podczas ucieczki Izraelitów z Egiptu i wędrówki do Kanaan. Przez siedem dni święta ortodoksyjni żydzi mieszkają poza domem w budach przypominających szałas pod gołym niebem - w Izraelu często budowanych na balkonach. Ludzie całymi rodzinami uczęszczają do Synagogi, by modlić się do Boga o dobre plony i deszcz. 

"Mów do synów izraelskich i powiedz im tak: Te są uroczystości świąteczne Pana, w które będziecie zwoływać święte zgromadzenia. Te są moje święta". (Kpł 23:2).

"Święto Szałasów będziesz obchodził przez siedem dni, gdy zbierzesz plon ze swego gumna i ze swojej tłoczni. Będziesz się weselił w to swoje święto, ty i twój syn, i twoja córka, i twój sługa, i twoja służebnica, oraz Lewita i obcy przybysz, i sierota, i wdowa, którzy są w twoich bramach; przez siedem dni będziesz świętował na cześć Pana, Boga twego, na miejscu, które Pan wybierze, gdyż błogosławić ci będzie Pan, Bóg twój, we wszystkich twoich plonach i w każdym dziele twoich rąk, i będziesz prawdziwie radosny. Trzy razy w roku zjawi się każdy mężczyzna z pośród was przed Panem, Bogiem twoim, na miejscu, które wybierze: w Święto Przaśników, w Święto Tygodni i w Święto Szałasów, lecz nie zjawi się przed Panem z próżnymi rękami". (V Moj. 16:13-16).
 
W niedziele dzień przed wylotem zebraliśmy w kościele kolektę, pieniądze, żeby błogosławić naród Żydowski jak będziemy już tam na miejscu. Ludzie w kościele pomodlili się o nasz wylot, tych którzy lecieli z Dublina do Tel-Aviv: Ule, Anie, Jole, Darka i mnie.
Podzieliłem się też słowami z Księgi Przypowieści Salomona, które mówią o tym, że kiedy człowiek nie ma marzeń, wizji, planu dla swojego życia to najprościej w świecie oddala się, odchodzi od Pana Boga. Ja dostałem marzenie i bardzo chciałem je zrealizować. 

"Gdzie nie ma objawienia, tam lud się rozprzęga" (Ks. Prz.28:18)
Powiedziałem też przyjaciołom i znajomym w kościele, że lecę odebrać dziedzictwo dla siebie, wierzącego i nawróconego chrześcijanina i jako pastor dla kościoła. Oczekiwałem i pragnąłem oglądać moc Jezusa w Jego Świętym Mieście - Jeruzalem. 

Lecimy!( Poniedziałek 16.09 ) 




Na lotnisku w Dublinie mieliśmy mała przygodę. Ania miała problem z odebraniem biletu. Po krótkiej chwili wszystko było w porządku i byliśmy gotowi do odprawy.

Podróż do z Dublina do Istambułu trwała około 4 godziny. Była to niezwykle wygodna i przemiła podróż.
Turkish Airlines nas zaskoczyło. Full wypas obsługa z wliczonymi w cenę biletu posiłkami.
Oprócz tego, nie miałem najmniejszego kłopotu zabrać ze sobą gitarę, jako podręczny bagaż. Nie musiałem za to dodatkowo płacić. 






Dolecieliśmy cali i zdrowi do Istambułu. Miasta liczącego ponad 17 milionów ludzi. Lotnisko było ogromne jedno z największych na jakich byłem do tej pory. Po wylądowaniu okazało się, że Ania zgubiła w samolocie aparat fotograficzny. Pomodliliśmy się razem na głos by Bóg nas ochraniał, prowadził i był z nami w czasie tej podróży.

Po przeczekaniu kolejnych kilku godzin wsiedliśmy na pokład samolotu tych samych lini lecącego już bezpośrednio do Tel-Avivu. Przestawiłem zegarek o 2 godziny do przodu z czasu londyńskiego na lokalny.
Klimat i atmosfera wyprawy robiła się coraz gorętsza. Na odprawie i terminalu w Istambule widziałem wielu ortodoksyjnych Żydów lecących z wszystkich stron świata do Izraela na Święto Namiotów.

Samolot do Izraela był pełen ludzi. Większość tych ludzi można było rozpoznać kim są po charakterystycznym ubiorze: pejsy, brody, czarne kapelusze, jarmułki..
Darek usiadł pod oknem a w środek posadziliśmy na fotelu moją gitarę. Miałem mały dylemat jak to się skończy, bo nie wiedziałem czy ktoś nie będzie chciał usiąść na to miejsce. To było chyba jedyne wolne miejsce w całym samolocie. Samolot był obładowany pakunkami i walizkami. Gitarka była gotowa lecieć na swoim fotelu.

Nagle ktoś mnie zapytał z tyłu po angielsku z rosyjskim akcentem czy będę grał na gitarze w samolocie.
Odwróciłem się i od razu ta osoba wzbudziła we mnie ogromną sympatie. Gość był ubrany jak zapamiętany przeze mnie z dzieciństwa "Skrzypek na dachu". Ariel, który przedstawił mi się później leciał z Nowego Jorku razem ze swoja żoną - Emmą i najmłodszym 19-letnim synem Emmanuelem. Para pochodziła z rosyjskiej republiki, której nazwy nie pamiętam. W 1987 wyemigrowali do USA. Lecieli do najstarszej córki, której właśnie urodziło się dziecko.
Ariel i jego żona pytali mnie po co lecimy do Izraela. Podekscytowany opowiedziałem im o moim marzeniu wielbienia Boga na ulicy w Jeruzalem i błogosławienia Żydów. Emmanuel - ich najmłodszy syn zapytał mnie co znaczy dla mnie błogosławienie Izraela. Wytłumaczyłem im, że pragnę by Bóg błogosławił ich naród i Żydów w obfitości zdrowia, szczęścia, finansów, pokoju. Byli tym niezwykle dotknięci. Emma i Ariel rozmawiali z Darek też po rosyjsku. Darek świetnie sobie dawał radę.

Dostałem też przez pomyłkę w samolocie koszerne jedzenie, które bardzo mi smakowało. Ariel i Emma oddali mi i Darkowi swoje zapakowane posiłki bo chcieli zjeść obiad u swojej córki. Ariel ma swoją firmę w USA, która robi meble. Wymieniliśmy się adresami. Poznałem też inna rodzinę młodych Amerykańskich Żydów lecących z New Jersey.

Po wylądowaniu w Tel-Avivie około 00:00 Ula powiedziała mi, że chyba cały samolot słyszał mnie i historie po co tam lecimy. Nie wiem dlaczego :) Głośno rozmawialiśmy ale to chyba z podekscytowania.
Po wylądowaniu i przed pokazaniem dokumentów zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcia. Żona Ariela powiedziała do niego: "Jesteś za niski przy Rafaelu" a Ariel jej odpowiada: "Nie! To on jest za wysoki przy mnie". Uśmiałem się do łez. Gość miał klasę, styl i zero kompleksów.


Dotarliśmy do hotelu około godziny 01:00.
W pokoju było jeszcze jedno łóżko. Czekaliśmy na nowego rodaka "współspacza", który miał niebawem do nas dołączyć. Widok z okna z 9 piętra był wspaniały. Piękne niebo, ciepłe powietrze i widoki uderzały w moje serce i duszę. Nie mogłem wyjść z podziwu, że jesteśmy w Jerozolimie. Nie mogłem się doczekać kolejnego dnia.




O 8:30 rano mieliśmy jechać na wycieczkę krajoznawczą z przewodnikiem. Szykowaliśmy się z Darekiem do snu. Przed zaśnięciem jednak postanowiliśmy, że nie zmarnujemy koszernego obiadku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz