czwartek, 24 października 2013

"Dzień 1 - Zwiedzanie (Masada, Jerycho, Morze Martwe, Pustynia Judzka)" Wspomnienia z Izraela



Obudziliśmy się wcześnie i rano i poszliśmy na śniadanie przed godziną 08:00. Okazało się, że większość rodaków była już w autokarze bo przesunięto godzinę wycieczki na 08:00. Szybki łyk kawy i już byliśmy w autokarze.
Moja ekscytacja, radość i szczęście wręcz mnie rozsadzała. W autokarze zobaczyłem i zamieniłem kilka zdań z osobami, które znam z rodzinnych stron z kościołów z Polski. Między innymi z Dawidem z Legnicy. Znamy się od wielu lat. Miło było się spotkać w tak ciekawym miejscu.
Usiedliśmy z tyłu autokaru z Darkiem. Aparaty w dłoń i zaczęliśmy fotografować cokolwiek nam wpadło w oko niczym "japońska wycieczka". Do autokaru dosiadł się do nas z tyłu arabski przewodnik - Qasem.
W dwóch autokarach, którymi jechaliśmy było trzech przewodników. Kordian i jego żona Gosia z Krakowa i Qasem.
 
Jechaliśmy w kierunku morza martwego do Masady. W czasie drogi widziałem oddzielone wysokim murem dzielnice izraelskie od palestyńskich. Było też widać wyraźnie, które dzielnicę są bogatsze. W czasie drogi zatrzymaliśmy się na prowizorycznej stacji benzynowej. Postanowiłem kupić sobie 1,5l butelkę wody w arabskim mini supermarkecie. Miły kasjer polecił mi również mała paczkę wafelków czekoladowych. Ceny nigdzie nie zauważyłem. Zauważyłem natomiast, że często później trzeba było uważać by nie dostać tzw. "Ceny za twarz". Czyli w przypadku wody i wafelków zapłaciłem 30 szekli = 30 zł czyli prawie 8 Euro.

Wielu z Palestyńczyków to koczowniczy naród żyjący z hodowli bydła i żyjący w prowizorycznych domach zrobionych ze zbitek blachy i desek. Palestyńczycy to w prostej linii potomkowie Filistynów czyli Kananejczyków. W Starym Testamencie relacje między Izraelitami i Filistynami zazwyczaj były przedstawione bardzo wrogo i tak jest do dziś.
Są strefy granicznej kontroli, gdzie oba te narody nie chcą się nawzajem w nich widzieć. Mają wręcz zabronione by poruszać się po danym terytorium. W niektórych miejscach widziałem jak izraelskie dzielnice ze względu na bezpieczeństwo swoich mieszkańców oddzielają się bardzo wysokim betonowym murem.
Potwierdzał to też nasz arabski przewodnik.




W czasie drogi na siedzeniu znalazłem okulary dałem je tej pani na wprost. Uśmiech i zaskoczenie uwolniło radość i pogaduchy. Beatka, która z Darkiem poznaliśmy miała niezwykle poczucie humoru. Zarażała innych swoich śmiechem. Dobrze trafiłem :) Oprócz tego poznałem przemiłe małżeństwo na M - Marzenka i Marek.


Dojechaliśmy do Morza Martwego.
Najniżej położone morze na świecie - 418 poniżej poziomu morza i ciągle się obniża, bo wysycha. Zasolenie przekracza nawet 30%. Podobno w tym morzu, nikt jeszcze nie utonął. Podobno nie ma w tym morzu ryb.


Nasz przewodnik - Qasem, zaczął z nami o tym rozmawiać. Zapytałem się go czy to prawda, że jest to Morze Martwe. Opowiedział mi i Darkowi, że można złapać tu duże ryby i powiedział nam historie: Jeden z arabskich przewodników powiedział amerykańskiemu turyście, że za 20 dolarów złapie dla niego dużą rybę w Morzu Martwym i mu ją pokaże. Amerykanin dał przewodnikowi ustalone 20 dolców. Arab po chwili zastanowienia powiedział Amerykanowi tak - "Ty jesteś tą dużą rybą,  którą właśnie złapałem". Arabski dowcip :)

Dotarliśmy do Masady. Widoki przepiękne, Słońce niemiłosiernie gorące.



Zdecydowaliśmy się po namowie polskiego przewodnika - Kordiana wjechać na szczyt góry - Masady kolejką górską. Pieszy szlak zajmuję w jedną stronę około 2 godzin. Dzięki Bogu za ten pomysł.



Po drugiej stronie Morza Martwego znajdowała się Jordania. Góry Moabskie - te same, które są wymieniane kilkukrotnie w Starym Testamencie. Stąd pochodzi Rut ( Ks.Rut ) - babcia króla Dawida.


Jak dotarliśmy na gorę po raz pierwszy wyciągnąłem z plecaka moją flagę. Reakcja Polaków zwłaszcza przewodnika - Kordiana, który jak się okazało jest konwertytą na Judaizm była zaskakująca.
Ludziska pożyczali flagę i robili sobie zdjęcie na jednym z najważniejszych miejsc historycznych dla Żydów.
Oczywiście ludzie z innych krajów mogli też widzieć skąd jesteśmy.


Kordian - zna historie Izraela i ma gadane jak mało kto. Razem z żoną Gosią prowadzą biuro turystyczne w Krakowie. Często podróżują do Izraela. Polubiłem tego gościa od razu.





Warto wspomnieć, że Masada to miejsce zapisane w pamięci Izraelitów jako miejsce oporu, odwagi i bohaterstwa Żydów w walce z silniejszym wrogiem. W tamtym historycznym kontekście Rzymem.
 Około 40 roku p.n.e Król Herod udoskonalił twierdze by bronić się przed ewentualnym wrogiem. 
W roku 73 n.e Masada była jednym z trzech miejsc oporu przeciwko Rzymianom. W oblężeniu twierdzy brało udział około 5 tysięcy Rzymian i 9 tysięcy niewolników. 

Dzięki nim usypano skarpę, po której rozpoczęto szturm fortecy przy pomocy wieży oblężniczej. Na czele broniących się Zelotów stał Eleazar ben Jair. Sytuację wewnątrz twierdzy w czasie oblężenia znamy z relacji Józefa Flawiusza, jednak trudno powiedzieć, na ile jego opis odpowiada prawdzie. Kiedy dostrzeżono bezcelowość dalszej obrony przystano na propozycję zbiorowego samobójstwa, wysuniętą przez ben Jaira. Każdy mężczyzna zabił żonę i dzieci, następnie wylosowano dziesięciu zelotów, którzy zabili pozostałych mężczyzn, z tych wybrano jednego, który zabił pozostałych i wreszcie popełnił samobójstwo. Pozostawiono nietknięte zapasy żywności, aby Rzymianie wiedzieli, że nie wzięli twierdzy głodem. Flawiusz podaje liczbę 960 obrońców, którzy odebrali sobie życie. Ocalały dwie kobiety z pięciorgiem dzieci, ukryte w kanale.


Powyżej na zdjęciu usypany taran. Na dolę spory pagórek, który został również usypany by w ukuciu budować machiny oblężnicze. Żołnierze armii izraelskiej składając przysięgę wypowiadają słowa "Masada nigdy więcej nie zostanie zdobyta". 

Po obejrzeniu dokładnie ruin fortyfikacji ruszyliśmy w stronę Jerycha - najstarszego miasta na świecie. Jerycho jest pod autonomią palatyńską stąd domyśliłem się, że jedzie z nami Arabski przewodnik.
Mój kompan Darek - miał już dość zwiedzania, przynajmniej w czasie drogi.


Po przejechaniu strefy militarnej i chronionej przez palestyńską straż graniczną ujrzeliśmy więzienie.



Celem wyprawy było zobaczenie Góry Kuszenia ( Na zdjęciu po lewej stronie ) na której to szatan kusił Jezusa jak ten pościł 40 dni i 40 nocy.

"Wtedy Jezus został przez Ducha wyprowadzony na pustkowie, by poddał się próbie ze strony diabła. Kiedy już pościł czterdzieści dni i czterdzieści nocy, odczuł głód. Kusiciel przystąpiwszy powiedział do Niego: Jeśli jesteś Synem Bożym, powiedz, aby te kamienie stały się chlebem. On w odpowiedzi rzekł: Jest napisane: Nie samym chlebem żyć będzie człowiek, lecz każdym słowem, które pochodzi z ust Boga. Wziął Go wówczas diabeł do miasta świętego i postawił na szczycie świątyni. Powiedział Mu: Jeżeli jesteś Synem Bożym, rzuć się w dół. Jest przecież napisane: Swoim aniołom da co do Ciebie nakaz i na rękach nosić Cię będą, abyś nie uraził swojej nogi o kamień". Rzekł mu Jezus: Lecz jeszcze jest napisane: Nie będziesz wystawiał na próbę Pana, Boga twojego. Z kolei wziął Go diabeł na bardzo wysoką górę. Pokazał Mu wszystkie królestwa świata i ich przepych i powiedział Mu: Dam ci to wszystko, jeśli upadłszy pokłonisz się mi. Na to Jezus mu odpowiedział: Odejdź, szatanie! Jest bowiem napisane: Panu, Bogu twojemu, będziesz oddawał pokłon i Jemu samemu będziesz służył. Wtedy opuścił Go diabeł, a podeszli aniołowie i usługiwali Mu". ( Ew. Mk 4, 1-11). 

Spróbowałem też pierwszy raz wyciskanego soku ze świeżych granatów od lokalnych chłopaków, którzy dobrze rozmawiali po Polsku. Oczywiście celem ich było zagadanie do turystów i wciśnięcie szekli lub dolarów, w szczególności od dziewczyn: "Kochanie, ładna dziewczyna kup soczek".



Zjedliśmy pyszny obiadek - open bufet. Minęliśmy drzewo Sykomory, na które to prawdopodobnie wspiął się Zacheusz by zobaczyć Jezusa.

"Wstąpił do Jerycha i szedł przez nie. Znalazł się tam wtedy człowiek, nazywany Zacheuszem. Był on zwierzchnikiem poborców opłat, bardzo bogatym. Chciał on zobaczyć Jezusa, jaki On jest, lecz ponieważ był niedużego wzrostu, nie mógł z powodu tłumu. Pobiegł zatem do przodu, gdzie miał przechodzić, i wszedł na sykomorę, aby Go zobaczyć. Kiedy Jezus doszedł do tego miejsca, spojrzał w górę i odezwał się do niego: Zacheuszu, zejdź prędko stamtąd, bo dzisiaj w twoim domu powinienem się zatrzymać. Zszedł prędko i przyjął Go z radością. Kiedy to zobaczyli, wszyscy z niezadowoleniem powtarzali, że poszedł odpocząć u grzesznego człowieka. A Zacheusz stanął przed Panem i rzekł: Panie, oto połowę mojego majątku daję ubogim. A jeżeli kogoś w czymś ograbiłem, zwracam czterokrotnie. Na to Jezus mu rzekł: Dzisiaj zbawienie stało się udziałem tego domu, gdyż i on jest synem Abrahama. Bo Syn Człowieczy przyszedł odszukać i ocalić to, co zginęło".
( Łk 19, 1-10).


Po przejechaniu nie szczególnie ciekawego miasta pojechaliśmy w drogę powrotną pokąpać się w Morzu Martwym.


Wszech otaczający język Rosyjski, skwar i ciepła słona gęsta zupa przypominająca wodę. To moje skojarzenia z Morzem Martwym. 


Po kilku godzinach. Ruszyliśmy w ostanie miejsce wyprawy - Pustynie Judzką.


W tym miejscu Jezus pościł 40 dni. Niezwykłe miejsce z niezwykłym klimatem. Jak dojechaliśmy była godzina około 18:00-19:00 a mimo to było bardzo gorąco. Moje przemyślenia. Mhy?! 
Jezus jak każdy człowiek, pomimo swojej boskiej natury mógł i prawdopodobnie szukał tu też cienia, kiedy słońce paliło. Może mógł też znaleźć tu wodę? Biblia mówi nam o tym, że Jezus po 40 dniach i nocach był głodny a nie spragniony wody. Na tej pustyni są w niektórych miejscach jaskinie, gdzie mógł też spać.



Na najdalej wysuniętym miejscu po mojej lewej stronie znajduję się Góra Kuszenia. Po głębokich przemyśleniach i po zarejestrowaniu w głowie niezapomnianych widoków ruszyliśmy w drogę powrotną do hotelu. 
Po pysznej kolacji razem z Darkiem, Ulą, Anią i Jolą wybraliśmy się do starego miasta na pieszo nie znając drogi. Widok był taki jak oczekiwałem. Ciepła wieczorna temperatura, gwar przechodniów i piękny klimat antycznej Jerozolimy odpłaciła mi ból moich stóp. Moje czerwone laczki nie nadawały się na długie spacery. Dojście do starego miasta z hotelu zajęła nam mniej więcej 45 minut.





To miejsce po wyżej zachwyciło mnie swoim urokiem. Jest to Cytadela Dawida. Tak naprawdę niewiele z Królem Dawidem miała wspólnego bo wybudowali ją Turkowie w XVI wieku.
Jak się później okazało było to częste miejsce mojego ulicznego grajkowania.

Po przejściu przez dzielnicę muzułmańską dotarliśmy do dzielnicy żydowskiej i chyba jednego z najsłynniejszych miejsc w Jeruzalem - Ściany Płaczu. Pomodliłem się z serca i zapisałem na karteczce moją prośbę do Boga. Karteczki są zbierane raz na 2 miesiące przez Rabinów i podobno gdzieś zakopywane.



Do pokoju hotelowego dotarliśmy bardzo późnym wieczorem. Nie czując już stóp złapaliśmy taksówkę. I tu nie miła przygoda. Taksówkarz umówił się ze mną na cenę 20 dolarów za przejazd. Po dojechaniu do hotelu zażądał 25 dolarów. Tłumacząc się tym, że źle obliczył. Daliśmy mu bardzo niechętnie 22 dolary i pojechał.
Razem z Darkiem poznaliśmy w naszym pokoju nowego współlokatora - Artura, który przyleciał z Niemiec, gdzie mieszka i pracuje. Dzięki Joli za korki do uszu mogłem nie słyszeć Dareczka :) Korki do uszy służyły mi bezcenne przez cały pobyt w hotelu. Co jeszcze się wydarzyło. Okazało się, że wypadł mi klucz do samochodu, który nosiłem w bocznej kieszeni w spodenkach. O kluczu do samochodu będę jeszcze pisał w ostatnim dniu podróży.

Źródło niektórych informacji: Wikipedia.

1 komentarz:

  1. Jestem pod wrażeniem :)
    Taki pietyzm w przygotowaniu relacji.
    Ale co najważniejsze.
    Wasz wyjazd naprawdę miał wymiar prawdziwie modlitewny.
    Błogosławiliście i byliście Błogoslawieni.

    I za to Wam dziękuję.
    Ps. Tęsknimi za Wami wraz z Gosią.

    Kordian
    www.platanumtravel.pl

    OdpowiedzUsuń